To filar naszej egzystencji. Gdy jesteśmy mali są dla nas jedyną opoką, a gdy dorastamy wydaje nam się, że już damy sobie radę, nie są nam potrzebni, zakłamy własne rodziny. Często z myślą by żyć po swojemu, inaczej niż oni. Ktoś kiedyś powiedział, że dzieci są zawsze mądrzejsze od swoich rodziców, bo widzą ich błędy i ich nie popełniają, ale czy na pewno? Na każdym kroku odbijam się od rodzin „naznaczonych” przez swoich rodziców. Nieszczęśliwych z powodu powielania schematów z własnych domów, ale nie zdających sobie z tego sprawy. Nie umiejących wyjść z matni. Poradzić sobie z przeszłością. Żyć szczęśliwie w teraźniejszości.
Moje przekonanie jest takie, że to rodzice są odpowiedzialni za relacje z dziećmi. To oni są pierwszymi opiekunami, nauczycielami. Od początku są na pozycji siły, to oni rozdają karty, kształtują, są wzorcem, chwalą i karzą. Gdy robią to mądrze to „jestesmy w domu”, gdy tego brak lub ten mechanizm jest mylny, niespójny to ludzie wyrastają na zagubionych. To zagubienie powoduje u nich kompleksy, które potem „leczą” kosztem innych ludzi. Próbują odbić sobie swoje braki w mało logiczny sposób. Obwinianie, krytykowanie, nałogi, które niszczą bliskich. Są zagubieni i zamiast być opoką dla swoich dzieci są dla nich ciężarem, powodują, że role się odwracają i dzieci muszą zajmować się problemami rodziców. Są naznaczone podwójnie, przez dzieciństwo i dorosłe życie, pozbawione mocy na osiąganie szczęścia. Oszukują się, próbują wpasować w swój schemat. Jak się z tego wyzwolić? Jak umieć poradzić sobie z takimi problemami? Uważam, że trzeba dążyć do prawdy w sobie. Pracować nad sobą. Korzystać z pomocy osób z zewnątrz. Zastanawiam się jakie wyrośnie pokolenie mojego dziecka? Mówi się, że „z nami się nikt tak nie cackał, a wyrośliśmy na normalnych ludzi”. Ja tak wcale nie uważam. Sądzę, że większość z nas potrzebuje psychologa. Każdy na swoje bolączki, wiele osób nawet nie umie o nich rozmawiać, a co dopiero to naprawić… Jak już piałam, mój syn dorasta. Jest krnąbrny, pewny siebie, pyskliwy, ale i wrażliwy, dobry, czuły. Sama się układam z tą syuacją, gdyż wychowanie dziecka na dobrego człowieka to mój nadrzędny cel. W tym momencie szukam odpowiedzi czy dobrze z nim postępuję? Czy powinnam go „parterować” czy cieszyć się, że jest taką „wichurą” i, że poradzi sobie w życiu. Będzie mówił co myśli, nie będzie skrywał swoich bolączek, które będą rozbudowywały w nim kompleksy, którymi nie będzie potem obarczał swoich bliskich. Nie zależy mi na tym, aby ludzie dobrze się wypowiadali o nas jako rodzinie, bo ludzie są czesto podli i zakłamani. Chcę, aby umiał odróżniać dobro od zła, był zadowolony z siebie, żył z pasją, był dobry i pomocny, czuł się kochany i umiał kochać prawdziwie.
Czekam na Wasze opinie w tej sprawie. Jak sobie poradzić ze stereotypami i stygmatami swojego dzieciństwa? Jak poradzić sobie z odpowiedzialnością przerzuconą na nas przez naszych rodziców?
Oj trudny temat rzuciłaś … Im straszą jestem tym bardziej widzę jak bardzo rodzice są w stanie skrzywdzić swoje dzieci i to nie w sensie fizycznym ale psychicznie ‚naznaczyć’ je na całe życie tak że pózniej 35 letnia kobieta wciąż uważa że nie ma prawa do własnego zdania i jest nic nie warta (jedna moja przyjaciółka takie zdanie o sobie wyniosła z domu) i dlatego wolę Olę za bardzo rozpieścić niż spowodować u niej takie kompleksy. Ale czy mi się uda okaże się za 20-30 lat…
To ja odpowiem z autopsji. Mi pomogła terapia. Ale nie w tym sensie, że mnie z czegoś wyleczyła jak magiczną różdżką machnąć, tylko w tym, że mi dała ‚lupę’ do podglądania tych schematów i zobaczyłam, co jest ‚z rodziców’, a co naprawdę ‚ze mnie’ w moich działaniach i przekonaniach. Myślę, że nie da się stać ‚carte blache’, ale na pewno można wypracować w sobie taki autorefleks, żeby się nie dać zniewolić przeszłości, nie zapętlić, żeby właśnie WIDZIEĆ, co nie działo lub działało ze szkodą dla nas i – później – naszych dzieci. Dzięki tej ‚lupie’ nauczyłam się też, że rodzice wcale nie muszą nas do niczego predestynować, bo wystarczy wziąć los w swoje ręce, by było nam dobrze – ze sobą i na świecie. I nie ma co na rodziców zwalać – szkoda czasu i energii. Lepiej pracować nad sobą, i tylko nad sobą. I że nawet jak nam było w dzieciństwie bardzo źle, to nie można potępiać w kułak, bo po zrobieniu ‚sita’, okazuje się, że coś się w tym dzieciństwie jednak znajdzie dobrego i że nauczyliśmy się czegoś, czego będziemy chcieli nauczyć swoje dzieci. No, to się wymądrzyłam 😛
A co do tego, czy temperować, czy nie, to może będę niemodna, ale TAK, tylko, że z umiarem i sensem. Dziecko potrzebuje zasad, potrzebuje drogowskazu i to jest nasz rola, jako rodziców, ale musi też wiedzieć, dlaczego mu czegoś nie wolno i jak może to zrobić inaczej, grzeczniej, skuteczniej itd. To oczywiście wymaga mnóstwo cierpliwości, tłumaczenia po 1000 razy tego samego itd., ale uważam, że trzeba. Bo pewnie, że fajnie być butnym, pewnym siebie i się łokciami rozpychać w życiu, ale ja takich ludzi NIE LUBIĘ, więc po prostu nie chcę, by taki był mój syn.
Super stwierdzenia!najgorzej zwalac na rodziców!los w naszych rękach!mogę iść spokojnie spać:)KS
A wiesz, że rzeczywiście wielu osobom z naszego pokolenia przydałby się trzeźwy pogląd na świat. Ją sama dość długo czułam się zagubiona, lekko zaniedbana, bo ” takie były czasy, stanie w kolejkach, pogoń za czymś więcej niż to, co oferowało szare państwo”. Teraz sama będąc matką uważam, że to tylko wymówki. Dawniej nikt nie naciskał na harowkę od świtu do nocy, nie ograniczał wolności człowieka do związku praca-dom-praca. Owszem, mamy wybór i inne problemy, ale wymagania dzieci względem rodziców są jednakowe. Cholernie cieszę się, że mam dwoje, a nie jedno dziecko, bo mimo podwójnego wysiłku łatwiej jest wypracować w glutach pozytywne cechy, które powoli odchodzą do lamusa, a które nadal uważam za podstawowe wartości – życzliwość, empatia, umiejętność spojrzenia na odmienne sytuacje życiowe, docenianie różnorodności postaw.
Trzymaj się, Moaa i daj czasem znać, co u Ciebie.
Temat trudny,ale prawdziwy…nie powinno sie nic zamiatac pod dywan,a porady psychologow powinny byc stałym elementem wspierania rodzin!Buziaki Kochana!
Twoja skrzywiona dzieciństwem przyjaciółka:)
Ciężki temat zarzuciłaś koleżanko. Wypowiem się na swoim przykładzie
W pierwszych latach życia naszego dziecka mamy ogromny wpływ na to co powstaje w jego głowie. A kiedy idzie do szkoły przestajemy być jedyną osobą, która ma na nie wpływ. I nie chodzi mi tu o postrzeganie świata, wrażliwość, empatię, stosunek do innych, kulturę osobistą – bo to wynosi z domu. Chodzi mi o jego samoocenę i wiarę w siebie. Jak pięknie inni potrafią zburzyć, podważyć, osłabić to co ja, rodzic, wypracowałam przez 7 lat życia mojego dziecka.
Im starsze tym więcej pracy wymaga. Im starsze tym więcej widzi i mocniej odczuwa. A ja dostosowuję siebie do sytuacji bo sytuacji przewidzieć się nie da.
Dla mnie istotne było pokazać dzieciom jakie mają możliwości. Do nich należał wybór, oczywiście wybór kontrolowany odpowiednio… Nigdy, przenigdy nie było tak, abym spełniała dzięki dzieciom swoje niespełnione ambicje. Mam to szczęście, że one kochają teraz robić to czego mnie nie było dane kontynuować
Z perspektywy czasu, tego co było, co się wydarzyło mogę powiedzieć, że należy wspierać własne dziecko i stawać za nim murem wszędzie Nie oznacza to, że nie należy wymagać bo należy. No i być konsekwentnym należy… Ale nie wolno dziecka żywego, dziecka szalonego, pełnego wigoru temperować i sprowadzać do parteru. Bo dziecko to straci wiarę w siebie i przestanie chcieć…
Jedno jest pewne w 100% – dziecko kochane to dziecko szczęśliwe
Wiesz o mnie sporo Madziu Dlatego też będziesz wiedziała co oznacza dla mnie uścisk mojego syna, pocałunek w policzek i słowa KOCHAM CIĘ MAMO NAJBARDZIEJ NA ŚWIECIE. A takie sytuacje są na porządku dziennym
Temat rzeka… mogłabym pisać i pisać
Chaotyczny ten mój komentarz…
Ściskam zdrowotnie :***
M.
Amen
też myslę, że tamat nie nalezy do łatwych…ale jest w 100% prawdziwe Twoje spostrzezenie.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
ZGADZAM SIE Z TOBA CALKOWICIE,SAMA JESTEM OD 6MCY MATKA:)NADIA DAJE MI OGROMNE SZCZESCIE,STARAM SIE I UCZE BYC NAJLEPSZA MATKA NA SWIECIE:)WYCHOWAC JA NA DOBRA I WRAZLIWA KOBIETA TO NAJWAZNIEJSZY CEL W MOIM ZYCIU!!!ZA TYDZ SKONCZY 6MCY ALE JUZ WIDZE JAK Z DNIA NA DZIEN UJAWNIA SWOJ CHARAKTEREK,,JEST WESOLYM DZIECKIEM,LUBI I NIE BIO SIE LUDZI CO MNIE BARDZO CIESZY,W ZABAWNY SPOSOB POKAZUJE CO JEJ SIE PODOBA A CO NIEKONIECZNIE:)MARZY MI SIE BYSMY MIALY DOBY KONTAKT W PRZYSZLOSCI,ZE TO JA BEDE PIERWSZ OSOBA KTORA DOWIE SIE O JEJ PROBLEMACH,MARZENIACH,PIERWSZEJ MILOSCI,,,,,,,ZEBY WIEDZIALA ZE TO NA MNIE ZAWSZE MOZE LICZYC,ZE ZAWSZE JA ZROZUMIEM I MIMO BLEDOW JAKIE TAM W ZYCIU POPELNI ZAWSZE JA BEDE KOCHAC I WSPIERAC!!!RODZICIELSTWO TO NAPRAWDE TRUDNA ROLA,ZASTANAWIAMY SIE W CHWILI NARODZIN_CZY PODOLAMY,CZY DAMY RADE,SZCZESIE JAKIE NAM DAJE MALENSTWO OTOCZONE JEST ROWNIE OGROMNYM LEKIEM I TROSKA O TO BY BYLO MU W TYM SWIECIE DOBRZE I NIC ZLEGO GO NIESPOTKALO,,,,,,,,,,NIESTETY NIE WSZYSTKO SIE DA ZAPLANOWAC I ZYCIE NIESTETY STAWIA NAS CZESTO W TRUDNYCH SYTUACJACH I NIE ZAWSZE UDAJE NAM SIE OGARNAC TO WSZYSTKO TAK JAK CHCEMY:):)ALE COZ,NA TYM POLEGA TEN SWIAT,MUSIMY WALCZYC,DBAC O NASZE DZIECI,STARAC SIE BY WYROSLY NA DOBRYCH I KOCHAJACYCH LUDZI,BO JAKBY NIE PATRZEC TO NASZA PRZYSZLOSC I ONI NAS BEDA KIEDYS”REPREZENTOWAC”
http://www.empik.com/sztuka-akceptacji-czyli-jak-po-prostu-kochac-swego-nastolatka-campbell-ross,43075,ksiazka-p
polecam świetna książka, nie tylko dot. nastolatków ale w ogóle dot. dzieci
pozdrawiam i życzę zdrowia,
z przyjemnością tu zaglądam